20 listopada 2004, 13:20
Wczorajszy wiaterek (czyt. wypizdów) przewiał mi doszczętnie mózg... W życiu chyba nie było takiej wichury! Szyby i cegłówki leciały na chodniki, wprost na głowy przechodniów.. No istny kataklizm... Prawie skończyłam pod kołami samochodu... bo ten wiatr powodował iż latałam jak latawiec... a moje własne włosy wydrapywały mi oczy.. Cudem udało mi się szczęśliwie dotrzeć do domu... I jeszcze ten śnieg... na szczęście z nim nie miałam bliskiego spotkania. O tyle dobrze.
Chciałabym zapomnieć, wybaczyć... Niech będzie tak jak dawniej. Ale nie umiem, nie potrafię już...
Kocham...
Nieszczere przeprosiny to żadne przeprosiny...
Wczorajszy dzień był w podsumowaniu okropny. Ale dobrze, że są ludzie, którzy potrafią mi humor bardzo zręcznie poprawić w szybkim tempie, jednym słowem :)